Hejnał Warszawy oraz Kopiec Upamiętnienia i Pokoju w Oświęcimiu
Hejnał Warszawy oraz Kopiec Upamiętnienia i Pokoju w Oświęcimiu
Rozmowa z Henrykiem Łagodzkim – powstańcem warszawskim, żołnierzem legendarnego rotmistrza Witolda Pileckiego, byłym więźniem KL Warschau oraz innych obozów, prezesem Polskiej Unii Seniorów.
Otrzymał pan właśnie Nagrodę Miasta Stołecznego Warszawy. Jest pan osobą niezwykle aktywną. Zajmuje się pan wieloma ważnymi sprawami.
Sposobem na długowieczność jest zaangażowanie i skuteczne działanie. Otoczenie jest najczęściej nieprzyjazne. Tak zwani „dobrzy ludzie” uwielbiają kłócić się i zniechęcać do realizacji ważnych celów.
Przedstawia Pan niezwykle pesymistyczną wizję rzeczywistości…
Hejnał Warszawy oraz Kopiec Upamiętnienia i Pokoju w Oświęcimiu
Rozmowa z Henrykiem Łagodzkim – powstańcem warszawskim, żołnierzem legendarnego rotmistrza Witolda Pileckiego, byłym więźniem KL Warschau oraz innych obozów, prezesem Polskiej Unii Seniorów.
Otrzymał pan właśnie Nagrodę Miasta Stołecznego Warszawy. Jest pan osobą niezwykle aktywną. Zajmuje się pan wieloma ważnymi sprawami.
Sposobem na długowieczność jest zaangażowanie i skuteczne działanie. Otoczenie jest najczęściej nieprzyjazne. Tak zwani „dobrzy ludzie” uwielbiają kłócić się i zniechęcać do realizacji ważnych celów.
Przedstawia Pan niezwykle pesymistyczną wizję rzeczywistości…
Rozmowa z Henrykiem Łagodzkim – powstańcem warszawskim, żołnierzem legendarnego rotmistrza Witolda Pileckiego, byłym więźniem KL Warschau oraz innych obozów, prezesem Polskiej Unii Seniorów.
Otrzymał pan właśnie Nagrodę Miasta Stołecznego Warszawy. Jest pan osobą niezwykle aktywną. Zajmuje się pan wieloma ważnymi sprawami.
Sposobem na długowieczność jest zaangażowanie i skuteczne działanie. Otoczenie jest najczęściej nieprzyjazne. Tak zwani „dobrzy ludzie” uwielbiają kłócić się i zniechęcać do realizacji ważnych celów.
Przedstawia Pan niezwykle pesymistyczną wizję rzeczywistości…
Sam natomiast jestem wielkim optymistą. Uważam, że najlepszą bronią jest pogoda ducha i uśmiech. Obok ludzi kochających destrukcję są też wspaniali ludzie. Są idee, wartości i cele, które trzeba realizować.
Dlatego doprowadził pan do tego, że Warszawa ma swój hejnał.
Hejnał stolicy Polski jest wciąż za mało znany, w przeciwieństwie do hejnału mariackiego.
Hejnał krakowski ma 700-letnią tradycję. Trzeba więc cierpliwości.
Mam nadzieję, że naszego, warszawskiego hejnału nie trzeba będzie popularyzować ponad pół tysiąca lat. A w hejnałach krakowskim i warszawskim tkwi wielka siła tradycji. Przypomnę, że w Warszawie hejnalista gra hejnał codziennie o godzinie 11:15 z wieży Zamku Królewskiego. O tej godzinie we wrześniu 1939 roku na skutek bombardowania stanął zegar na wieży zamku. Hejnał jest grany w trzy strony, co ma symbolizować trzy wartości związane z patriotyzmem: BOGA, HONOR I OJCZYZNĘ.
Jak długo trwały starania o to, by Warszawa miała swój hejnał?
– Decyzja o utworzeniu hejnału została powzięta na zebraniu zgrupowania AK „Chrobry II” w 1994 r. Za sprawą chodziliśmy we trzech: Wiesław Newecki, Kazimierz Przedpełski oraz ja. Po raz pierwszy hejnał został zagrany 3 maja 1995 roku. Była to wspaniała uroczystość, w której wziął udział prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski z małżonką.
Kiedy Kazimierz Marcinkiewicz opuścił warszawski ratusz, hejnał przestał być grany. Wiem, że pana koledzy stracili nadzieję, a pan działał.
Pukałem do wielu drzwi. Długo o tym opowiadać. Pomogli mi: Program III Telewizji Polskiej oraz „Rzeczpospolita” Do hejnału udało mi się przekonać prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz zaraz na początku jej urzędowania. Dzięki jej poparciu hejnał był grany przez hejnalistę w soboty, niedziele oraz święta państwowe, a w dni powszednie z płyty. W 2008 roku, decyzją Rady m.st. Warszawy hejnał oficjalnie stał się hejnałem warszawskim i codziennie jest grany przez hejnalistę.
Teraz staram się o to, by hejnalista ubrany w piękny mundur straży Zamku Królewskiego był widoczny na wieży. Dążę to tego, żeby wieża zamku została wyremontowana i by hejnalista mógł bezpiecznie wyjść na balkon pod zegarem i grać hejnał w trzy strony świata. Na pewno będzie to wielką atrakcją dla warszawiaków i turystów.
Skąd wziął się u pana ten upór?
Jestem warszawiakiem z dziada pradziada. Hejnał ogłasza światu, że Warszawa powstała z ruin i rozwija się, pięknieje. Przychodzą coraz to nowe pokolenia warszawiaków, coraz lepiej wykształcone i mądrzejsze. Młodym trzeba jednak przekazywać tradycje, doświadczenia; przekonywać, że gwarancją utrzymania pokoju jest wzajemne poszanowanie godności, tolerancja. Wszyscy potrzebujemy bezpieczeństwa, pokoju, warunków do rzetelnej pracy, do realizowania się w rodzinie i społeczeństwie. Kiedy dochodzi do walki, to wszystko ulega destrukcji, zniszczeniu.
Coś wiem na ten temat. Bardzo dobrze pamiętam przedwojenną Warszawę, miasto na europejskim poziomie, pełne życia, radości. Została z niego sterta gruzów.
Wyginęły całe rodziny, zginęli najbliżsi. Mój starszy brat nie przeżył okupacji, rozstrzelany przez Niemców pod koniec wojny. Rodzina straciła majątek. Przez KL Auschwitz-Birkenau przeszło sześciu członków mojej rodziny, w tym mój brat Kazimierz.
W KL Auschwitz pana brat poznał Witolda Pileckiego.
Pilecki i mój brat zostali wywiezieni do Auschwitz w tym samym transporcie, był to tzw. drugi transport warszawski. (Do obozu transport ten przyjechał w nocy z 21 na 22 września 1940 r. – przyp. red.). Mój brat dzięki staraniom rodziny został zwolniony z obozu przed samym Bożym Narodzeniem w 1942 r., a Pilecki uciekł z obozu Auschwitz w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943.
Rotmistrz Pilecki był dowódcą pana i pana brata w powstaniu warszawskim.
Naszym dowódcą został na początku września. Dowiedziałem się o tym od brata. Brat powiedział mi, że to – cytuję – wspaniały facet. Oczywiście wtedy nie znałem imienia i nazwiska rotmistrza. Obowiązywała konspiracja.
(Rtm. Witold Pilecki dowodził 2. kompanią zgrupowania AK „Chrobry II” – przyp. red.).
5 października 1944 roku w podwórzu przy ul. Żelaznej 36, przy skrzyżowaniu z ul. Pańską została odprawiona uroczysta msza święta dla powstańców warszawskich. Tłum wylewał się na ulicę Żelazną. Po mszy, na czele z rotmistrzem Pileckim, pomaszerowaliśmy do niewoli.
Miał pan wtedy 17 lat. Czekało pana 7 miesięcy w niewoli. Nie po raz pierwszy był pan więziony przez Niemców. Czy może pan opowiedzieć o tym?
Opowiem zatem chronologicznie.
Wielokrotnie przechodziłem obok posterunku niemieckiej żandarmerii przy ulicy Chłodnej róg Żelaznej i nic się nie działo, ale 2 lipca 1943 r. podeszło tam do mnie i mojego o dwa lata starszego kolegi, Ryszarda Kowalskiego dwóch niemieckich oficerów SS. Byli bardzo uprzejmi. Uśmiechali się do nas. Wzięli pod ręce i zaprowadzili na posterunek. Stamtąd zostałem przewieziony na al. Szucha, następnie na Pawiak i do Konzentration Lager Warschau. Stałem się numerem 7896.
25 listopada 1943 r. prowadzono nas trójkami do urzędu pracy na ul. Kredytową. Miałem być wywieziony do KL Auschwitz. W zimny dzień szedłem w samej koszuli, tak jak zostałem aresztowany lipcu. Na ul. Leszno na wprost ul. Karmelickiej czekały rodziny więźniów, w tym moja mama. Szedłem w ostatniej trójce i czekałem na sposobny moment ucieczki. Na pl. Bankowym przy Elektoralnej korzystając z nieuwagi wartownika, wmieszałem się w tłum. Mama podała mi marynarkę i czapkę – które założyłem błyskawicznie. Chwyciłem mamę pod rękę i skręciliśmy w Elektoralną. Niemiec zauważył ucieczkę i zaczął strzelać w powietrze, a nie w zatłoczony plac Bankowy. Jak później dowiedziałem się, oprócz mnie uciekł jeszcze jeden więzień.
Kolegi Ryszarda Kowalskiego już nigdy nie zobaczyłem. Po wielu staraniach jego rodziny zwolniono go we wrześniu z KL Warschau. W miesiąc po wyjściu na wolność został znowu aresztowany i wywieziony do obozu w Mauthausen, gdzie słuch o nim zaginął.
Tak jak mówiłem, po upadku powstania warszawskiego poszliśmy do niewoli 5 października. Po mszy zdaliśmy broń na placu Kercelego. Kiedy po zdaniu broni wychodziłem z placu, zobaczyłem w oddali mojego brat Kazimierza. W lewej ręce trzymał małą walizkę, a prawą rękę miał na temblaku. Krzyknąłem do niego i pomachaliśmy sobie.
Widzieliśmy się po raz ostatni w życiu. Brat uciekł z kolumny jenieckiej gdzieś przed Żyrardowem. Znalazł żonę w Skierniewicach. Ktoś go wydał, że walczył w powstaniu i został rozstrzelany.
Pomaszerowaliśmy do Żyrardowa, do fabryki kabli. Tam, po noclegu na betonie w fabrycznych halach, załadowano nas do bydlęcych wagonów po 70-80 osób. Jechaliśmy tak, bez toalety, bez otwierania wagonów 3 dni.
Do Lamsdorfu przywieziono nas 9 października i zakwaterowano w nieogrzewanych barakach, zawszonych i zapluskwionych, bez szyb, bez sienników i koców.
19 listopada przewieziono nas do międzynarodowego obozu jenieckiego Mühlberg, stalagu IV b. 21 grudnia trafiłem, wraz z innymi więźniami, do fabryki samolotów Messerschmitt w Brockwitz koło Drezna, gdzie pracowałem przy montażu kadłubów samolotów. Oglądałem naloty samolotów alianckich na Drezno. Fosfor lał się z nieba.
18 kwietnia 1945 r. obóz został ewakuowany i pomaszerowaliśmy pod czeską granicę. 8 maja zostaliśmy wyzwoleni przez Armię Czerwoną.
Od kilku lat zabiega pan o upamiętnienie miejsca w centrum Warszawy, gdzie znajdował się obóz koncentracyjny Warschau.
KL Warschau znajdował się przy ul. Gęsiej. Powstał na terenie byłego przedwojennego wojskowego więzienia śledczego w getcie warszawskim i tworzył razem z więzieniem Pawiak przy ul Dzielnej jedną całość. W czasie okupacji nie był widoczny, bo okalały go mury getta. Budynki, w których znajdował się ten obóz, przetrwały wojnę, a więziono w nich ludzi do 1950 roku. Po zakończeniu wojny obóz był wykorzystywany przez NKWD i UB.
Zapadły wprawdzie decyzje o budowie pomnika upamiętniającego to miejsce; 13 czerwca 1999 r. Jan Paweł II poświęcił kamień węgielny pod jego budowę, a 27 lipca 2001 r. Sejm RP wydał uchwałę o upamiętnieniu tego miejsca, ale wciąż nic nie dzieje się w tej sprawie. Nie ma nawet tablicy pamiątkowej.
Rozumiem, że jest to jeden z powodów, dla których chce pan budować Kopiec Upamiętnienia i Pokoju w Oświęcimiu.
Pamięć o ofiarach niemieckich obozów koncentracyjnych z czasu II wojny światowej i sowieckich gułagów trzeba przekazywać kolejnym pokoleniom. Trzeba też upamiętniać ofiary wszelkich innych wojen i konfliktów zbrojnych. Trzeba zachować pamięć o ofiarach tych straszliwych wydarzeń i miejsc. Warto i trzeba też podejmować działania, które pozwolą innym ludziom uniknąć tragicznych przeżyć. O pokój, czyli o nieustanne rozwiązywanie konfliktów na drodze dialogu i tolerancji, należy ciągle zabiegać. Konflikty sprawiają, że giną niewinni ludzie na niewyobrażalną skalę, jak to było w KL Auschwitz-Birkenau czy w nowych bezsensownych wojnach lub aktach terroru szaleńców, jak ostatnio w Norwegii.
Dlatego Polska Unia Seniorów, której członkami-założycielami są także byli więźniowie obozów koncentracyjnych z czasu II wojny światowej, chce wybudować Kopiec Upamiętnienia i Pokoju w Oświęcimiu, by w tym symbolicznym miejscu upamiętniać ofiary ludzkich tragedii, a także wyciągać pozytywną naukę z tych tragicznych wydarzeń z historii, która sprawi, że razem budować będziemy lepszy świat bez wojen, bez deptania godności, bez zniewolenia jednych przez drugich.
Mamy przecież prawo do życia w świecie, w którym życie i godność człowieka są chronione. Każdy obywatel tego świata może przecież żyć i rozwijać się w pokoju i dla pokoju.
Zachęcam do współpracy wszystkich ludzi, którym zależy na dalszym życiu w pokoju w Polsce, Europie i całym świecie do wsparcia budowy tego symbolicznego Kopca Upamiętnienia i Pokoju.
Mam nadzieję, że Polska Unia Seniorów, we współpracy z Europejską Unią Seniorów oraz wieloma organizacjami lokalnymi i międzynarodowymi, w nieodległym czasie doprowadzi do powstania tego dzieła, byśmy razem budowali coraz piękniejszy świat, w którym ludzie szanują się wzajemnie i wspierają w dobrych działaniach oraz, opierając się na dialogu i tolerancji, rozwiązują wszelkie problemy tego świata.
Rozmawiał: Stanisław J. Szałapak
Sam natomiast jestem wielkim optymistą. Uważam, że najlepszą bronią jest pogoda ducha i uśmiech. Obok ludzi kochających destrukcję są też wspaniali ludzie. Są idee, wartości i cele, które trzeba realizować.
Dlatego doprowadził pan do tego, że Warszawa ma swój hejnał.
Hejnał stolicy Polski jest wciąż za mało znany, w przeciwieństwie do hejnału mariackiego.
Hejnał krakowski ma 700-letnią tradycję. Trzeba więc cierpliwości.
Mam nadzieję, że naszego, warszawskiego hejnału nie trzeba będzie popularyzować ponad pół tysiąca lat. A w hejnałach krakowskim i warszawskim tkwi wielka siła tradycji. Przypomnę, że w Warszawie hejnalista gra hejnał codziennie o godzinie 11:15 z wieży Zamku Królewskiego. O tej godzinie we wrześniu 1939 roku na skutek bombardowania stanął zegar na wieży zamku. Hejnał jest grany w trzy strony, co ma symbolizować trzy wartości związane z patriotyzmem: BOGA, HONOR I OJCZYZNĘ.
Jak długo trwały starania o to, by Warszawa miała swój hejnał?
– Decyzja o utworzeniu hejnału została powzięta na zebraniu zgrupowania AK „Chrobry II” w 1994 r. Za sprawą chodziliśmy we trzech: Wiesław Newecki, Kazimierz Przedpełski oraz ja. Po raz pierwszy hejnał został zagrany 3 maja 1995 roku. Była to wspaniała uroczystość, w której wziął udział prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski z małżonką.
Kiedy Kazimierz Marcinkiewicz opuścił warszawski ratusz, hejnał przestał być grany. Wiem, że pana koledzy stracili nadzieję, a pan działał.
Pukałem do wielu drzwi. Długo o tym opowiadać. Pomogli mi: Program III Telewizji Polskiej oraz „Rzeczpospolita” Do hejnału udało mi się przekonać prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz zaraz na początku jej urzędowania. Dzięki jej poparciu hejnał był grany przez hejnalistę w soboty, niedziele oraz święta państwowe, a w dni powszednie z płyty. W 2008 roku, decyzją Rady m.st. Warszawy hejnał oficjalnie stał się hejnałem warszawskim i codziennie jest grany przez hejnalistę.
Teraz staram się o to, by hejnalista ubrany w piękny mundur straży Zamku Królewskiego był widoczny na wieży. Dążę to tego, żeby wieża zamku została wyremontowana i by hejnalista mógł bezpiecznie wyjść na balkon pod zegarem i grać hejnał w trzy strony świata. Na pewno będzie to wielką atrakcją dla warszawiaków i turystów.
Skąd wziął się u pana ten upór?
Jestem warszawiakiem z dziada pradziada. Hejnał ogłasza światu, że Warszawa powstała z ruin i rozwija się, pięknieje. Przychodzą coraz to nowe pokolenia warszawiaków, coraz lepiej wykształcone i mądrzejsze. Młodym trzeba jednak przekazywać tradycje, doświadczenia; przekonywać, że gwarancją utrzymania pokoju jest wzajemne poszanowanie godności, tolerancja. Wszyscy potrzebujemy bezpieczeństwa, pokoju, warunków do rzetelnej pracy, do realizowania się w rodzinie i społeczeństwie. Kiedy dochodzi do walki, to wszystko ulega destrukcji, zniszczeniu.
Coś wiem na ten temat. Bardzo dobrze pamiętam przedwojenną Warszawę, miasto na europejskim poziomie, pełne życia, radości. Została z niego sterta gruzów.
Wyginęły całe rodziny, zginęli najbliżsi. Mój starszy brat nie przeżył okupacji, rozstrzelany przez Niemców pod koniec wojny. Rodzina straciła majątek. Przez KL Auschwitz-Birkenau przeszło sześciu członków mojej rodziny, w tym mój brat Kazimierz.
W KL Auschwitz pana brat poznał Witolda Pileckiego.
Pilecki i mój brat zostali wywiezieni do Auschwitz w tym samym transporcie, był to tzw. drugi transport warszawski. (Do obozu transport ten przyjechał w nocy z 21 na 22 września 1940 r. – przyp. red.). Mój brat dzięki staraniom rodziny został zwolniony z obozu przed samym Bożym Narodzeniem w 1942 r., a Pilecki uciekł z obozu Auschwitz w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943.
Rotmistrz Pilecki był dowódcą pana i pana brata w powstaniu warszawskim.
Naszym dowódcą został na początku września. Dowiedziałem się o tym od brata. Brat powiedział mi, że to – cytuję – wspaniały facet. Oczywiście wtedy nie znałem imienia i nazwiska rotmistrza. Obowiązywała konspiracja.
(Rtm. Witold Pilecki dowodził 2. kompanią zgrupowania AK „Chrobry II” – przyp. red.).
5 października 1944 roku w podwórzu przy ul. Żelaznej 36, przy skrzyżowaniu z ul. Pańską została odprawiona uroczysta msza święta dla powstańców warszawskich. Tłum wylewał się na ulicę Żelazną. Po mszy, na czele z rotmistrzem Pileckim, pomaszerowaliśmy do niewoli.
Miał pan wtedy 17 lat. Czekało pana 7 miesięcy w niewoli. Nie po raz pierwszy był pan więziony przez Niemców. Czy może pan opowiedzieć o tym?
Opowiem zatem chronologicznie.
Wielokrotnie przechodziłem obok posterunku niemieckiej żandarmerii przy ulicy Chłodnej róg Żelaznej i nic się nie działo, ale 2 lipca 1943 r. podeszło tam do mnie i mojego o dwa lata starszego kolegi, Ryszarda Kowalskiego dwóch niemieckich oficerów SS. Byli bardzo uprzejmi. Uśmiechali się do nas. Wzięli pod ręce i zaprowadzili na posterunek. Stamtąd zostałem przewieziony na al. Szucha, następnie na Pawiak i do Konzentration Lager Warschau. Stałem się numerem 7896.
25 listopada 1943 r. prowadzono nas trójkami do urzędu pracy na ul. Kredytową. Miałem być wywieziony do KL Auschwitz. W zimny dzień szedłem w samej koszuli, tak jak zostałem aresztowany lipcu. Na ul. Leszno na wprost ul. Karmelickiej czekały rodziny więźniów, w tym moja mama. Szedłem w ostatniej trójce i czekałem na sposobny moment ucieczki. Na pl. Bankowym przy Elektoralnej korzystając z nieuwagi wartownika, wmieszałem się w tłum. Mama podała mi marynarkę i czapkę – które założyłem błyskawicznie. Chwyciłem mamę pod rękę i skręciliśmy w Elektoralną. Niemiec zauważył ucieczkę i zaczął strzelać w powietrze, a nie w zatłoczony plac Bankowy. Jak później dowiedziałem się, oprócz mnie uciekł jeszcze jeden więzień.
Kolegi Ryszarda Kowalskiego już nigdy nie zobaczyłem. Po wielu staraniach jego rodziny zwolniono go we wrześniu z KL Warschau. W miesiąc po wyjściu na wolność został znowu aresztowany i wywieziony do obozu w Mauthausen, gdzie słuch o nim zaginął.
Tak jak mówiłem, po upadku powstania warszawskiego poszliśmy do niewoli 5 października. Po mszy zdaliśmy broń na placu Kercelego. Kiedy po zdaniu broni wychodziłem z placu, zobaczyłem w oddali mojego brat Kazimierza. W lewej ręce trzymał małą walizkę, a prawą rękę miał na temblaku. Krzyknąłem do niego i pomachaliśmy sobie.
Widzieliśmy się po raz ostatni w życiu. Brat uciekł z kolumny jenieckiej gdzieś przed Żyrardowem. Znalazł żonę w Skierniewicach. Ktoś go wydał, że walczył w powstaniu i został rozstrzelany.
Pomaszerowaliśmy do Żyrardowa, do fabryki kabli. Tam, po noclegu na betonie w fabrycznych halach, załadowano nas do bydlęcych wagonów po 70-80 osób. Jechaliśmy tak, bez toalety, bez otwierania wagonów 3 dni.
Do Lamsdorfu przywieziono nas 9 października i zakwaterowano w nieogrzewanych barakach, zawszonych i zapluskwionych, bez szyb, bez sienników i koców.
19 listopada przewieziono nas do międzynarodowego obozu jenieckiego Mühlberg, stalagu IV b. 21 grudnia trafiłem, wraz z innymi więźniami, do fabryki samolotów Messerschmitt w Brockwitz koło Drezna, gdzie pracowałem przy montażu kadłubów samolotów. Oglądałem naloty samolotów alianckich na Drezno. Fosfor lał się z nieba.
18 kwietnia 1945 r. obóz został ewakuowany i pomaszerowaliśmy pod czeską granicę. 8 maja zostaliśmy wyzwoleni przez Armię Czerwoną.
Od kilku lat zabiega pan o upamiętnienie miejsca w centrum Warszawy, gdzie znajdował się obóz koncentracyjny Warschau.
KL Warschau znajdował się przy ul. Gęsiej. Powstał na terenie byłego przedwojennego wojskowego więzienia śledczego w getcie warszawskim i tworzył razem z więzieniem Pawiak przy ul Dzielnej jedną całość. W czasie okupacji nie był widoczny, bo okalały go mury getta. Budynki, w których znajdował się ten obóz, przetrwały wojnę, a więziono w nich ludzi do 1950 roku. Po zakończeniu wojny obóz był wykorzystywany przez NKWD i UB.
Zapadły wprawdzie decyzje o budowie pomnika upamiętniającego to miejsce; 13 czerwca 1999 r. Jan Paweł II poświęcił kamień węgielny pod jego budowę, a 27 lipca 2001 r. Sejm RP wydał uchwałę o upamiętnieniu tego miejsca, ale wciąż nic nie dzieje się w tej sprawie. Nie ma nawet tablicy pamiątkowej.
Rozumiem, że jest to jeden z powodów, dla których chce pan budować Kopiec Upamiętnienia i Pokoju w Oświęcimiu.
Pamięć o ofiarach niemieckich obozów koncentracyjnych z czasu II wojny światowej i sowieckich gułagów trzeba przekazywać kolejnym pokoleniom. Trzeba też upamiętniać ofiary wszelkich innych wojen i konfliktów zbrojnych. Trzeba zachować pamięć o ofiarach tych straszliwych wydarzeń i miejsc. Warto i trzeba też podejmować działania, które pozwolą innym ludziom uniknąć tragicznych przeżyć. O pokój, czyli o nieustanne rozwiązywanie konfliktów na drodze dialogu i tolerancji, należy ciągle zabiegać. Konflikty sprawiają, że giną niewinni ludzie na niewyobrażalną skalę, jak to było w KL Auschwitz-Birkenau czy w nowych bezsensownych wojnach lub aktach terroru szaleńców, jak ostatnio w Norwegii.
Dlatego Polska Unia Seniorów, której członkami-założycielami są także byli więźniowie obozów koncentracyjnych z czasu II wojny światowej, chce wybudować Kopiec Upamiętnienia i Pokoju w Oświęcimiu, by w tym symbolicznym miejscu upamiętniać ofiary ludzkich tragedii, a także wyciągać pozytywną naukę z tych tragicznych wydarzeń z historii, która sprawi, że razem budować będziemy lepszy świat bez wojen, bez deptania godności, bez zniewolenia jednych przez drugich.
Mamy przecież prawo do życia w świecie, w którym życie i godność człowieka są chronione. Każdy obywatel tego świata może przecież żyć i rozwijać się w pokoju i dla pokoju.
Zachęcam do współpracy wszystkich ludzi, którym zależy na dalszym życiu w pokoju w Polsce, Europie i całym świecie do wsparcia budowy tego symbolicznego Kopca Upamiętnienia i Pokoju.
Mam nadzieję, że Polska Unia Seniorów, we współpracy z Europejską Unią Seniorów oraz wieloma organizacjami lokalnymi i międzynarodowymi, w nieodległym czasie doprowadzi do powstania tego dzieła, byśmy razem budowali coraz piękniejszy świat, w którym ludzie szanują się wzajemnie i wspierają w dobrych działaniach oraz, opierając się na dialogu i tolerancji, rozwiązują wszelkie problemy tego świata.
Rozmawiał: Stanisław J. Szałapak
Sam natomiast jestem wielkim optymistą. Uważam, że najlepszą bronią jest pogoda ducha i uśmiech. Obok ludzi kochających destrukcję są też wspaniali ludzie. Są idee, wartości i cele, które trzeba realizować.
Dlatego doprowadził pan do tego, że Warszawa ma swój hejnał.
Hejnał stolicy Polski jest wciąż za mało znany, w przeciwieństwie do hejnału mariackiego.
Hejnał krakowski ma 700-letnią tradycję. Trzeba więc cierpliwości.
Mam nadzieję, że naszego, warszawskiego hejnału nie trzeba będzie popularyzować ponad pół tysiąca lat. A w hejnałach krakowskim i warszawskim tkwi wielka siła tradycji. Przypomnę, że w Warszawie hejnalista gra hejnał codziennie o godzinie 11:15 z wieży Zamku Królewskiego. O tej godzinie we wrześniu 1939 roku na skutek bombardowania stanął zegar na wieży zamku. Hejnał jest grany w trzy strony, co ma symbolizować trzy wartości związane z patriotyzmem: BOGA, HONOR I OJCZYZNĘ.
Jak długo trwały starania o to, by Warszawa miała swój hejnał?
– Decyzja o utworzeniu hejnału została powzięta na zebraniu zgrupowania AK „Chrobry II” w 1994 r. Za sprawą chodziliśmy we trzech: Wiesław Newecki, Kazimierz Przedpełski oraz ja. Po raz pierwszy hejnał został zagrany 3 maja 1995 roku. Była to wspaniała uroczystość, w której wziął udział prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski z małżonką.
Kiedy Kazimierz Marcinkiewicz opuścił warszawski ratusz, hejnał przestał być grany. Wiem, że pana koledzy stracili nadzieję, a pan działał.
Pukałem do wielu drzwi. Długo o tym opowiadać. Pomogli mi: Program III Telewizji Polskiej oraz „Rzeczpospolita” Do hejnału udało mi się przekonać prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz zaraz na początku jej urzędowania. Dzięki jej poparciu hejnał był grany przez hejnalistę w soboty, niedziele oraz święta państwowe, a w dni powszednie z płyty. W 2008 roku, decyzją Rady m.st. Warszawy hejnał oficjalnie stał się hejnałem warszawskim i codziennie jest grany przez hejnalistę.
Teraz staram się o to, by hejnalista ubrany w piękny mundur straży Zamku Królewskiego był widoczny na wieży. Dążę to tego, żeby wieża zamku została wyremontowana i by hejnalista mógł bezpiecznie wyjść na balkon pod zegarem i grać hejnał w trzy strony świata. Na pewno będzie to wielką atrakcją dla warszawiaków i turystów.
Skąd wziął się u pana ten upór?
Jestem warszawiakiem z dziada pradziada. Hejnał ogłasza światu, że Warszawa powstała z ruin i rozwija się, pięknieje. Przychodzą coraz to nowe pokolenia warszawiaków, coraz lepiej wykształcone i mądrzejsze. Młodym trzeba jednak przekazywać tradycje, doświadczenia; przekonywać, że gwarancją utrzymania pokoju jest wzajemne poszanowanie godności, tolerancja. Wszyscy potrzebujemy bezpieczeństwa, pokoju, warunków do rzetelnej pracy, do realizowania się w rodzinie i społeczeństwie. Kiedy dochodzi do walki, to wszystko ulega destrukcji, zniszczeniu.
Coś wiem na ten temat. Bardzo dobrze pamiętam przedwojenną Warszawę, miasto na europejskim poziomie, pełne życia, radości. Została z niego sterta gruzów.
Wyginęły całe rodziny, zginęli najbliżsi. Mój starszy brat nie przeżył okupacji, rozstrzelany przez Niemców pod koniec wojny. Rodzina straciła majątek. Przez KL Auschwitz-Birkenau przeszło sześciu członków mojej rodziny, w tym mój brat Kazimierz.
W KL Auschwitz pana brat poznał Witolda Pileckiego.
Pilecki i mój brat zostali wywiezieni do Auschwitz w tym samym transporcie, był to tzw. drugi transport warszawski. (Do obozu transport ten przyjechał w nocy z 21 na 22 września 1940 r. – przyp. red.). Mój brat dzięki staraniom rodziny został zwolniony z obozu przed samym Bożym Narodzeniem w 1942 r., a Pilecki uciekł z obozu Auschwitz w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943.
Rotmistrz Pilecki był dowódcą pana i pana brata w powstaniu warszawskim.
Naszym dowódcą został na początku września. Dowiedziałem się o tym od brata. Brat powiedział mi, że to – cytuję – wspaniały facet. Oczywiście wtedy nie znałem imienia i nazwiska rotmistrza. Obowiązywała konspiracja.
(Rtm. Witold Pilecki dowodził 2. kompanią zgrupowania AK „Chrobry II” – przyp. red.).
5 października 1944 roku w podwórzu przy ul. Żelaznej 36, przy skrzyżowaniu z ul. Pańską została odprawiona uroczysta msza święta dla powstańców warszawskich. Tłum wylewał się na ulicę Żelazną. Po mszy, na czele z rotmistrzem Pileckim, pomaszerowaliśmy do niewoli.
Miał pan wtedy 17 lat. Czekało pana 7 miesięcy w niewoli. Nie po raz pierwszy był pan więziony przez Niemców. Czy może pan opowiedzieć o tym?
Opowiem zatem chronologicznie.
Wielokrotnie przechodziłem obok posterunku niemieckiej żandarmerii przy ulicy Chłodnej róg Żelaznej i nic się nie działo, ale 2 lipca 1943 r. podeszło tam do mnie i mojego o dwa lata starszego kolegi, Ryszarda Kowalskiego dwóch niemieckich oficerów SS. Byli bardzo uprzejmi. Uśmiechali się do nas. Wzięli pod ręce i zaprowadzili na posterunek. Stamtąd zostałem przewieziony na al. Szucha, następnie na Pawiak i do Konzentration Lager Warschau. Stałem się numerem 7896.
25 listopada 1943 r. prowadzono nas trójkami do urzędu pracy na ul. Kredytową. Miałem być wywieziony do KL Auschwitz. W zimny dzień szedłem w samej koszuli, tak jak zostałem aresztowany lipcu. Na ul. Leszno na wprost ul. Karmelickiej czekały rodziny więźniów, w tym moja mama. Szedłem w ostatniej trójce i czekałem na sposobny moment ucieczki. Na pl. Bankowym przy Elektoralnej korzystając z nieuwagi wartownika, wmieszałem się w tłum. Mama podała mi marynarkę i czapkę – które założyłem błyskawicznie. Chwyciłem mamę pod rękę i skręciliśmy w Elektoralną. Niemiec zauważył ucieczkę i zaczął strzelać w powietrze, a nie w zatłoczony plac Bankowy. Jak później dowiedziałem się, oprócz mnie uciekł jeszcze jeden więzień.
Kolegi Ryszarda Kowalskiego już nigdy nie zobaczyłem. Po wielu staraniach jego rodziny zwolniono go we wrześniu z KL Warschau. W miesiąc po wyjściu na wolność został znowu aresztowany i wywieziony do obozu w Mauthausen, gdzie słuch o nim zaginął.
Tak jak mówiłem, po upadku powstania warszawskiego poszliśmy do niewoli 5 października. Po mszy zdaliśmy broń na placu Kercelego. Kiedy po zdaniu broni wychodziłem z placu, zobaczyłem w oddali mojego brat Kazimierza. W lewej ręce trzymał małą walizkę, a prawą rękę miał na temblaku. Krzyknąłem do niego i pomachaliśmy sobie.
Widzieliśmy się po raz ostatni w życiu. Brat uciekł z kolumny jenieckiej gdzieś przed Żyrardowem. Znalazł żonę w Skierniewicach. Ktoś go wydał, że walczył w powstaniu i został rozstrzelany.
Pomaszerowaliśmy do Żyrardowa, do fabryki kabli. Tam, po noclegu na betonie w fabrycznych halach, załadowano nas do bydlęcych wagonów po 70-80 osób. Jechaliśmy tak, bez toalety, bez otwierania wagonów 3 dni.
Do Lamsdorfu przywieziono nas 9 października i zakwaterowano w nieogrzewanych barakach, zawszonych i zapluskwionych, bez szyb, bez sienników i koców.
19 listopada przewieziono nas do międzynarodowego obozu jenieckiego Mühlberg, stalagu IV b. 21 grudnia trafiłem, wraz z innymi więźniami, do fabryki samolotów Messerschmitt w Brockwitz koło Drezna, gdzie pracowałem przy montażu kadłubów samolotów. Oglądałem naloty samolotów alianckich na Drezno. Fosfor lał się z nieba.
18 kwietnia 1945 r. obóz został ewakuowany i pomaszerowaliśmy pod czeską granicę. 8 maja zostaliśmy wyzwoleni przez Armię Czerwoną.
Od kilku lat zabiega pan o upamiętnienie miejsca w centrum Warszawy, gdzie znajdował się obóz koncentracyjny Warschau.
KL Warschau znajdował się przy ul. Gęsiej. Powstał na terenie byłego przedwojennego wojskowego więzienia śledczego w getcie warszawskim i tworzył razem z więzieniem Pawiak przy ul Dzielnej jedną całość. W czasie okupacji nie był widoczny, bo okalały go mury getta. Budynki, w których znajdował się ten obóz, przetrwały wojnę, a więziono w nich ludzi do 1950 roku. Po zakończeniu wojny obóz był wykorzystywany przez NKWD i UB.
Zapadły wprawdzie decyzje o budowie pomnika upamiętniającego to miejsce; 13 czerwca 1999 r. Jan Paweł II poświęcił kamień węgielny pod jego budowę, a 27 lipca 2001 r. Sejm RP wydał uchwałę o upamiętnieniu tego miejsca, ale wciąż nic nie dzieje się w tej sprawie. Nie ma nawet tablicy pamiątkowej.
Rozumiem, że jest to jeden z powodów, dla których chce pan budować Kopiec Upamiętnienia i Pokoju w Oświęcimiu.
Pamięć o ofiarach niemieckich obozów koncentracyjnych z czasu II wojny światowej i sowieckich gułagów trzeba przekazywać kolejnym pokoleniom. Trzeba też upamiętniać ofiary wszelkich innych wojen i konfliktów zbrojnych. Trzeba zachować pamięć o ofiarach tych straszliwych wydarzeń i miejsc. Warto i trzeba też podejmować działania, które pozwolą innym ludziom uniknąć tragicznych przeżyć. O pokój, czyli o nieustanne rozwiązywanie konfliktów na drodze dialogu i tolerancji, należy ciągle zabiegać. Konflikty sprawiają, że giną niewinni ludzie na niewyobrażalną skalę, jak to było w KL Auschwitz-Birkenau czy w nowych bezsensownych wojnach lub aktach terroru szaleńców, jak ostatnio w Norwegii.
Dlatego Polska Unia Seniorów, której członkami-założycielami są także byli więźniowie obozów koncentracyjnych z czasu II wojny światowej, chce wybudować Kopiec Upamiętnienia i Pokoju w Oświęcimiu, by w tym symbolicznym miejscu upamiętniać ofiary ludzkich tragedii, a także wyciągać pozytywną naukę z tych tragicznych wydarzeń z historii, która sprawi, że razem budować będziemy lepszy świat bez wojen, bez deptania godności, bez zniewolenia jednych przez drugich.
Mamy przecież prawo do życia w świecie, w którym życie i godność człowieka są chronione. Każdy obywatel tego świata może przecież żyć i rozwijać się w pokoju i dla pokoju.
Zachęcam do współpracy wszystkich ludzi, którym zależy na dalszym życiu w pokoju w Polsce, Europie i całym świecie do wsparcia budowy tego symbolicznego Kopca Upamiętnienia i Pokoju.
Mam nadzieję, że Polska Unia Seniorów, we współpracy z Europejską Unią Seniorów oraz wieloma organizacjami lokalnymi i międzynarodowymi, w nieodległym czasie doprowadzi do powstania tego dzieła, byśmy razem budowali coraz piękniejszy świat, w którym ludzie szanują się wzajemnie i wspierają w dobrych działaniach oraz, opierając się na dialogu i tolerancji, rozwiązują wszelkie problemy tego świata.
Rozmawiał: Stanisław J. Szałapak